Wydarzenia

Wszystkie wydarzenia w naszej Hodowli Kotów Brytyjskich

Fotki dla tych co nie wierzą, że takie coś ma miejsce w Polsce. Szukają psa czy kota, byle tanio, byle blisko, bo „papierek im nie potrzebny”.

Ogłoszenie  typu „rasowy piesek, tanio sprzedam”. Kolejne psy w kurniku.

Podobnie jest z kotami.

tekst: Ewelina Florczyńskia.

„.. szokującce i porażające prawda? A zastanawiał się ktoś może, że te pieski z fotek w klatce, i kotki z obórek, rodzące po 3 razy do roku – no przecież… gdzieś trzeba upłynnić te wszystkie kocięta i szczenięta, ale przecież nikt nie przyjdzie kupić malucha wybierając go sobie z zasranej klatki, bo jak zobaczą, to zaraz wejdzie TOZ, VIVA, Policja i TVN… I się skońćzy jak w Dobrcz, a tego nie chcemy bo trzeba będzie produkcję zamknąć i same straty a jeszcze po sądach będą ciągać…

No ale przecież to nieprawda, to nie może być prawda!
Ja dobrze wiem jakie warunki miał mój kot w domu, doskonałe! Wrzucacie wszystkich do jednego wora! Boicie się konkurencji! A mi wcale nie zależało na rodowodzie, tylko na takiem kocie! Mi rodowód do niczego nie potrzebny, ja chcę go kochać i nie będę wozić po wystawach!

Sobota rano… W poniedziałek nasz 7 letni Kacper ma urodziny, a od zawsze marzył o maltańczyku… W sumie problem tylko w tym futrze, bo one zawsze takie zapłakane i trzeba kąpać i wiecznie czyścić bo toto białe no i te plamy i zacieki… Ale taki Yorczek – też podobny, łatwiej utrzymać. No i Krystyna z kadr ma takiego – zawsze mnie śmieszyły te jej opowieści o groomingu i charakterze terriera – ale jakieś bzdury opowiada, latać z psem do fryzjera, na głowę upadła chyba już całkiem, w dodatku Krystyna całą trzynastkę i premię za niego dała, chora jakaś, przecież yorczek to taki śliczny piesek, kieszonkowy, i na bank tyle nie kosztuje co opowiada, a te kokardki na głowie takie urocze! Charakter terriera, tralala… Decyzja zapadła – będzie york. Gdzie szukać psa? Ano… Jak czegoś nie ma na Allegro to nie istnieje – idziemy więc na Allegro..
I… JEST! Ogłoszenie pod tytułem: „Śliczne Yorczki z domowej hodowli, z rodowodem”. Cena bardzo w sam raz, 400 zł… I niedaleko… Super!
Telefon odbiera miła Pani. Tak, są wolne jeszcze dwa pieski.
Jedziemy!
Podwarszawskie osiedle, typowa sypialnia aglomeracji. Drzwi otwiera szczupła Pani, zapraszając do niewielkiego mieszkania. Dom urządzony skromnie, ale schludnie i wszędzie czyściutko. Już z przedpokoju zachęcająco pachnie świeżo zaparzona kawa. W rogu pokoju przy stoliku mała dziewczynka z warkoczykami, na oko 5 lat, rysuje kredkami ptaszki, nucąc coś pod nosem. Słodko..
Na powitanie przybiega normalnie PRZECUDNA yorczka, z różową kokardką na głowie, wesoło machając ogonkiem, obwąchując nas i moją torbę. Nawet mnie polizała! Jaka śliczna!
W głębi pokoju, w wiklinowym koszyku wyścielonym różowym kocykiem, śpią dwa szczeniaczki. Siadamy.
Pani opowiada o pieskach. Nie, nie sprawiają żadnych problemów. Tak, są zdrowe. Silny charakter? Bzdura. To przecież kieszonkowe pieski w dodatku miniaturki, jak widać. One nie przekroczą 1,5 kg na bank – będą malutkie. Tak, hodowla zarejestrowana.
Z wiklinowego koszyczka wychyla się czarny nosek… Chwilę to potrwa, bo jeszcze musi szeroko ziewnąć, jeszcze się przeciągnąć… O matko jaki słodki! Za chwilę już jest przy nas radośnie obwąchując nam skarpetki, zaczepia łapką. Jakiś malutki taki…
Pani kontynuuje – tak, trzeba będzie go zaszczepić jeszcze, ale to chyba żaden problem? W sumie lepiej wziąć małego, bo da się wychować… Drugi piesek w koszyczku posapuje przez sen – jest większy, i ma taki duży brzuszek… No ale przed chwilą dosłownie zjadł śniadanie, a on lubi sobie pojeść, dlatego brzuszek taki duży i śpi…
Nasz mały czarny nosek obgryza mi rękaw, a oczka aż mu się świecą – no cudo! Bierzemy! Kacperek będzie taki szczęśliwy!
Ostatnie pytanie o formalności – no tak, 400 zł. Rodowód? A będziecie go wystawiać? Rodowód to 100 zł, ale doślę pocztą, więc razem będzie 500… Szybki rachunek – po co nam ten rodowód? Przecież nie będziemy jeździć na wystawy, poza tym mamy tylko 400, a jutro jeszcze zakupy w Lidlu… Wracamy do domu z naszym Szczęściem – Ale ta głupia Kryśka z kadr będzie nam zazdrościć!
Drugi piesek w koszyczku nadal posapuje przez sen…

Tu następuje stopklatka…

Po wyjściu szczupła Pani wzdycha i bierze telefon.
– Marian? Sprzedałam Ci tego psa, tak jak się umawialiśmy, 200 dla mnie. Ale ciągle dzwonią, to mi jutro przywieź jeszcze dwa, ale tego jednego zabierz – nie je już drugi dzień i strasznie śmierdzi. Pewnie zdechnie bo to nienormalne.

Mama Kacperka NIE WIE, że sunia która witała ich w progu NIE jest mamą ich „szczęścia”. NIE wie że u Mariana jest jeszcze kilkanaście czarnych nosków.. Nie wie i nic ją to nie obchodzi, bo w końcu Kacperek ma psa i Krycha będzie zazdrościć… i NIE wie że nie istnieją miniaturki – piesek jest po prostu niedożywiony, chory i … dużo za młody…

A teraz przenosimy się w czasie… Stowarzyszenie zarejestrowane w czerwcu 2012… W statucie czytamy:
Celami podstawowymi Stowarzyszenia są:
1. Działanie na rzecz humanitarnego traktowania zwierząt, ich poszanowania, objęcia
ochroną i otoczenie opieką.
2. Kształtowanie właściwego stosunku do zwierząt.
3. Działanie na rzecz ochrony środowiska.
4. Działalność interwencyjna w ramach obowiązujących przepisów prawa, poprzez ściganie i ujawnianie przestępstw przeciwko zwierzętom oraz reprezentowanie wobec wymiaru sprawiedliwości praw zwierzęcia jako pokrzywdzonego.
5. Udzielania pomocy placówkom niosącym pomoc zwierzętom bezdomnym.
6. Zrzeszanie hodowców i miłośników hodowli amatorskich.

Teraźniejszość, to samo Stowarzyszenie…
W dwóch przyczepach kempingowych, czystych i ogrzanych, kilka klateczek. W rogu jednej tulą się do siebie dwa senne kociaki. W tej samej klatce nieopodal nich śpi malutki „Chihuahua”. Dzień targowy… Nieopodal jakieś 30 metrów dalej sprzedają kury, pawie,
króliki, kuce i gołębie. Pan w czarnej kurtce z napisem na plecach „Inspektorat Weterynaryjny” przechadza się alejkami, zdecydowanie wyganiając z tej części targu sprzedawców domowej kiełbasy… To nie jest miejsce na sprzedaż garmażerki! Nawijając kilometry na buty alejkami czule cmoka w kierunku kociąt za szybką przyczepki…
Przychodzi Pan i pyta o cenę. 400 zł. No dobra, ale w klatce śpią „mainkuny”, a żona chce ragloda, bo to ponoć takie zwisające kotki nie czujące bólu i takie łagodne.
– No dziś nie mamy, Pan przyjdzie za tydzień…
OK…
Wystarczy wykonać telefon… Marian, ragdole ze dwa potrzebne, masz? No dziś nie, za 3 tygodnie mogę podwieźć, ale Józek ma – zadzwoń do niego. Moje to się dopiero urodziły, ludzie się będą czepiać że jeszcze nie jedzą – 4-5 tygodni to minimum, to nie psy kobieto!

LUDZIE… MYŚLCIE…. MYŚLENIE NIE BOLI !!!”